Być rodzicem
Pracując w Ośrodku Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Radomiu spotykam się z pacjentami – rodzicami, którzy doświadczają trudności w relacjach ze swoimi dziećmi. Najczęściej są to rodzice nastolatków, udręczeni trudnymi zachowaniami swoich dzieci, pełni niepokoju i poczucia winy. Szukają pomocy dla swoich dzieci „Proszę coś zrobi z moim synem. On jest taki nieodpowiedzialny i leniwy – zupełnie przestał się uczyć. Liczy się dla niego tylko komputer”. „Moja córka wpadła w złe towarzystwo, kilka razy nie wróciła do domu na noc. Może psycholog przemówi jej do rozumu”. „Moi synowie biją się i wyzywają. Moje tłumaczenia nic nie dają”.
Z dziećmi bywa różnie. Niektóre z nich w ogóle nie zdecydowały się przekroczyć progu Ośrodka. Niektóre stwierdzają, że nie wiedzą po co przyszły na spotkanie, a gdy poczują się bezpieczniej – wyznają, że to mamie lub tacie bardzo zależało na rozmowie i zgodzili się taka odbyć, aby pomóc rodzicom.
Niektóre dzieci skorzystały z moich propozycji, inne nie. Część nie potrzebowała pomocy terapeutycznej, ponieważ pomimo problemów w rodzinie, zupełnie dobrze funkcjonowali. Byli też tacy, którzy zdecydowali się opowiedzieć o swoich przeżyciach w rodzinie, ale spostrzegali sytuację inaczej niż ich rodzice – co innego stanowiło dla nich problem. W większości przypadków to właśnie rodzice mieli problem z zachowaniem swoich dzieci.
Staram się zachęcać rodziców do pracy nad rozwiązaniem sytuacji trudnych, zapewniając ich, że jako rodzice – są najważniejszymi osobami w życiu swoich dzieci, bo to oni właśnie mają na nie największy wpływ. Rodzice słuchają uważnie, wzruszają się – a potem zaczynają wyrażać swoją bezradność: „Próbowałem już tylu sposobów, ale na niego nic nie działa”. „Mój ojciec mnie bił, a ja nie chcę bić dzieci i dlatego mi wchodzą na głowę. Nie wiem jak z nimi postępować, żeby ich nie krzywdzić”. „Gdy piłem – straciłem szacunek u dzieci. Teraz mnie nie słuchają”. „Moja córka mnie lekceważy, dla niej liczą się tylko koleżanki”. „Moja córka jest zamknięta, izoluje się, nie wychodzi z pokoju, nie chce ze mną rozmawiać. Jej cały świat to komputer”.
Przyznaję rodzicom rację – bycie rodzicem to bardzo trudna rola. Przecież człowiek rodzi się bez instrukcji obsługi. Bycia rodzicem trzeba się nauczyć i wzrastać w tej roli wraz z dzieckiem
Pracując z rodzicami, często spotykałam się z sytuacjami wycofywania się przez rodziców z roli rodzicielskiej wobec własnych dzieci. Myślę tu nie tylko o skrajnych przypadkach odrzucania czy zaniedbywania dziecka. Moje obserwacje dotyczą tych rodziców, którzy angażują się w wychowanie dzieci najlepiej jak potrafią. W swojej praktyce nie spotkałam rodzica, któremu byłby obojętny los i szczęście własnego dziecka. Nawet ci, którzy nie okazywali dziecku uczuć – w głębi serca na swój sposób kochali je. Przyczyn takiego zjawiska może być wiele, jednak niektóre z nich zasługują na szczególną uwagę.
Jednymi z najbardziej oczywistych przyczyn są osobiste problemy rodziców: uzależnienia, trudna sytuacja życiowa rodziny, współuzależnienie, inne przewlekłe choroby, nierozwiązane problemy emocjonalne z dzieciństwa, problemy małżeńskie, samotne rodzicielstwo, wyjazd rodzica do pracy poza granice Polski – można wymieniać długo. Rodzic pochłonięty własnymi problemami nie dostrzegał potrzeb dziecka, nie ma siły na podjęcie rodzicielskich zadań.
Bywa, że zadania, przed którymi stają rodzice przytłaczają ich. Zmiany zachowania dziecka w procesie rozwoju zaskakują, nie rozumieją przyczyn trudnych zachowań dziecka i nie wiedzą, jak na nie reagować. Człowiek uczy się rodzicielstwa we własnej rodzinie, a im brakowało dobrych doświadczeń. Wpadają w swoistą pułapkę: nie chcąc krzywdzić własnych dzieci – odcinają się od doświadczeń z dzieciństwa, wzorców, jakie dawali im rodzice, a wtedy tracą grunt pod nogami – powstaje pustka, której nie mogli wypełnić. W rezultacie czują się niepewni, zagubieni, w obliczu trudności doświadczają poczucia winy lub winą obarczają dziecko.
Jedna z matek mówiła: „Gdy mój syn zaczął się źle zachowywać – najpierw w to nie wierzyłam. Bardzo go kocham i myślę, że to dobry chłopiec. Przestał się uczyć, chodził na wagary. Nie chciałam go karać, bo mój ojciec mnie bił i za to go nienawidziłam. Myślałam, że to moja wina, że jestem złą matką, więc starałam się być dla syna dobra – kupowałam mu wszystko, starałam się dogodzić. Teraz syn ma kuratora. Wiem, że bierze narkotyki. Nie odzywa się do mnie.”
Ta matka wpadła w pułapkę: kochała syna, więc starała się być dla niego dobra, nie taka surowa jak jej ojciec dla niej. Gdy syn zachowywał się źle, nie stawiała mu granic, bo dla niej oznaczało to krzywdę i upokorzenie dziecka. Ponieważ problemy narastały, czuła się coraz bardziej winna i próbowała to wynagrodzić synowi. Wreszcie zrozpaczona, bezsilna, była gotowa go skreślić.
Rodzicom, którzy nie mają adekwatnych wzorów z dzieciństwa w sytuacjach problemowych często trudno jest określić swoją odpowiedzialność. Oczekują, że dziecko samo z siebie powinno się zachowywać zgodnie z ich oczekiwaniami. Gdy tak się nie dzieje – źródeł problemu poszukują w charakterze dziecka, przypinając mu etykietkę, np. „Mój syn jest leniwy”. Zgodnie z tą interpretacją próbują manipulować psychiką dziecka – manipulując poczuciem winy lub prowadząc do specjalisty, żeby je „naprawił.”
Nie rozumieją, że uczenie dziecka właściwych zachowań, motywowanie do współpracy, wyciąganie konsekwencji – należy do ich rodzicielskich zadań. Oczekują, że dziecko ograniczy się samo – „Moja córka myśli tylko o sobie. Nic ją nie obchodzi, że mamy mało pieniędzy, ciągle muszę jej kupować nowe, drogie rzeczy. Ja taka nie byłam – widziałam, że rodzicom jest ciężko i o nic nie prosiłam.” Tej kobiecie nawet nie przyszło do głowy, że mogłaby postawić granice żądaniom córki. Ponieważ w dzieciństwie sama ograniczała swoje potrzeby – oczekiwała, że córka też tak zrobi.
Porażki w wychowywaniu dziecka, narastanie problemów, pogarszanie się relacji z dzieckiem, kłótnie – powodują, że dla wielu rodziców rodzicielstwo staje się źródłem cierpień: złości – „chciałbym go stłuc”, lęku – „co z niego wyrośnie”, wstydu – „jestem złym ojcem”, „nie sprostałem zadaniom”, poczucia winy – „skrzywdziłem je”, rozczarowania – „zawiodłam się na niej”, bezsilności – „już nie wiem co zrobić, nie mam na niego wpływu”, zwątpienia – „z niego już nic nie będzie”, „moje dziecko mnie nie potrzebuje”, poczucia krzywdy – „tak ją kocham, a ona mnie rani”, wyczerpania – „już nie mam siły”. Ci rodzice od dawna nie doświadczali satysfakcji ze swojego rodzicielstwa, czują się niekompetentni w tej roli. Aby uniknąć dalszych cierpień, wycofują się z relacji z dzieckiem, np. uciekając w pracę, alkohol, hazard. Ulegają złudzeniu, że w ten sposób mogą się ochronić przed poczuciem porażki i bezsilności. Tymczasem dosięga ich „powracająca fala” – opuszczone dzieci domagając się obecności rodziców – nasilają swoje trudne, często patologiczne zachowania, wymierzając je przeciwko rodzicom, innym ludziom lub samym sobie.
Rodzice nie doceniają możliwości wpływu, jaki daje im więź z dzieckiem. Sądzą, że nie są w stanie konkurować z innymi źródłami wpływów, np. środowiskiem rówieśniczym: „moja córka słucha tylko tego, co mówią koleżanki”, czy wizją życia przekazywaną przez reklamy: „dla mojego syna liczą się tylko pieniądze i te wszystkie rzeczy pokazywane w reklamach. Ja nie mam mu nic do zaoferowania”. Czując się z góry przegrani, rezygnują z przekazywania dzieciom swoich przekonań, wartości, wsparcia emocjonalnego. Niektórzy rodzice są przekonani, że istnieją osoby, instytucje, które mogą (lub powinny) zastąpić ich w wychowaniu dziecka, albo że zrobią to lepiej niż oni. Z moich doświadczeń jasno wynika, że warto wspierać rodziców w rozwijani ich kompetencji rodzicielskich – rodziców uzależnionych i rodziców współuzależnionych. Taką inwestycją może być np. podjęcie terapii uzależnienia lub współuzależnienia czy udział w grupie wsparcia. To złudzenie, że pracując z dzieckiem w instytucji można mu ich zastąpić.
Dzieciom nie jest wcale obojętne, kto je wychowuje. Rodzice są najważniejszymi osobami w ich życiu – nawet wtedy, gdy je zaniedbują, odrzucają, krzywdzą. Dziecko wciąż ma nadzieję, że rodzice się zmienią, że pokochają je i zaopiekują się nim. Pracując z dziećmi, młodzieżą, czy Dorosłymi Dziećmi Alkoholików widzę, jak silna jest ta nadzieja (także wtedy, gdy dziecko odejdzie z domu, gdy rodzice już nie żyją), jak trudno jest wejść w dorosłe życie, gdy nie zostanie spełniona.
Rodzice, którzy otrzymają wsparcie, poczują się wzmocnieni w swojej roli – podejmują ją o wiele lepiej niż jakakolwiek, najlepiej nawet wyposażona instytucja. Czasami trzeba wesprzeć rodziców w pełnieniu ich roli po to, by oni mogli to potem oddać swoim dzieciom.
Picie alkoholu przez dzieci i młodzież jest problemem, który bardzo niepokoi rodziców zwłaszcza tych, którzy problem alkoholowy znają z własnego doświadczenia. Wiedza potoczna służy rodzicom niewielką pomocą. Kładzie ona nacisk na zasady dotyczące picia, które opierają się na taktyce wywoływania lęku lub podejściu sprowadzającym się do prostej rady udzielonej dziecku: „Po prostu powiedz nie!” Metody te są skuteczne tylko wobec części nastolatków. Wielu opiera się wszelkim interwencjom, pomimo olbrzymich wysiłków, jakie czynią ich rodzice. Jednak najgorszym co mogą zrobić rodzice, jest nie robienie niczego.
Podejmując interwencję w sprawie picia nastoletniego dziecka warto rozpocząć od zrewidowania własnych poglądów na temat używania alkoholu i przyjrzenia się swojej postawie wobec picia. Jasność, co do własnego stanowiska w tej sprawie wpłynie na wiarygodność wysuwanych argumentów. Rozmowy dobrze jest rozpocząć od sprawdzenia jaki jest stan wiedzy, przekonań i poglądów dziecka na temat alkoholu, innych substancji psychoaktywnych i używania. Dyskusja taka może być dobrą okazją dla rodziców, aby ujawnić swoje własne przekonania, mówiąc o powodach, dla których sami piją, bądź zrezygnowali z picia alkoholu. Warto następnie ustalić, jakie są dotychczasowe doświadczenia dziecka z alkoholem oraz z osobami pijącymi. Ważne jest, aby zorientować się ile razy i w jakich okolicznościach dziecko próbowało dotychczas alkoholu, czy regularnie pije, a może nawet nadużywa go. Nie bójmy się bezpośrednio pytać: Czy aktualnie pije alkohol? Czy w przeszłości pił?
Starajmy się jednak unikać postawy śledczego prowadzącego przesłuchanie – to spowoduje zamknięcie się dziecka w sobie. Unikajmy też otwartych reakcji emocjonalnych na to, co usłyszymy – gniew lub irytacja mogłaby zablokować otwartość dziecka, oraz spowodować, że w przyszłości nie zdobędzie się wobec nas na podobne zwierzenia. Dopiero po zdobyciu orientacji, co do aktualnych przyzwyczajeń dziecka w tym zakresie, można przystąpić do ustalania rodzinnych zasad dotyczących picia alkoholu.
Zalecane jest, aby w rozmowie takiej brali udział wszyscy członkowie rodziny- pozwoli to wyjaśnić ewentualne różnice w opiniach i pozwoli opracować rozsądne, akceptowane przez wszystkich warunki.
Nie sprawdza się sposób, że rodzice spisują listę zasad, a następnie żądają od dzieci akceptacji i zmuszają je do przestrzegania ich. Jeśli rodzice sami ustalą zasady, będzie to umowa jednostronna. Istnieje wówczas duże prawdopodobieństwo, iż ustalenia będą łamane. Ważne jest, by były to reguły, które dzieci będą współtworzyły, do których potrafią się dostosować i których są gotowe przestrzegać. Umowę taką warto spisać w formie kontraktu zawierającego odpowiedzi na następujące pytania:
Czy dopuszczam, aby dziecko w ogóle piło alkohol? Jeśli tak, to gdzie dziecko pełnoletnie może to robić (tylko w domu przy rodzicach, na prywatkach nadzorowanych przez kogoś z dorosłych, na spotkaniach rodzinnych, itp.)? Jakie konsekwencje poniesie dziecko za złamanie zasad umowy? Szczegółowe ustalenia tej umowy zależne są od wieku i dojrzałości nastolatka. Kupowanie, picie alkoholu przez osoby przed 18 rokiem życia jest łamaniem prawa. Łamią prawo także ci, którzy alkohol nieletnim osobom sprzedają. Każde użycie alkoholu przez dziecko czy młodzież w wieku rozwojowym jest nadużyciem i szkodzi.
Nie należy zrażać się, jeżeli sporządzony kontrakt okaże się daleki od doskonałości – zawsze istnieje możliwość jego renegocjacji. Należy być otwartym również na okresowe uaktualnianie umów. Można to czynić regularnie, np. co 6 miesięcy lub ustalić, że każdy członek rodziny może zgłosić wniosek o zmianę kontraktu.
Oczywiście taka umowa nie jest gwarancją, że dziecko nigdy nie napije się alkoholu w sposób zakazany umową. Mówi ona jednak jasno, że takie picie nie pozostanie bez konsekwencji dla dziecka. Złamanie kontraktu oznacza, że dziecko lekceważąc raz dane słowo, podejmuje ryzyko doświadczenia przykrości i liczy się z możliwymi konsekwencjami. Będzie miało większą świadomość tego, co robi i być może będzie się przynajmniej starało powstrzymywać przed używaniem alkoholu.
Agnieszka Łakomska